LIROY - "Bestseller"

"Wielu dziennikarzy to kondomy" - deklamuje Liroy w jednym z tekstów na krążku "Bestseller". Pojawiają się również mocniejsze określenia. Zatem kielecki raper nie wyzbył się języka ulicy. Wciąż zmienia się, udoskonala muzycznie, ale nie zapomniał kim jest i skąd pochodzi. To dobrze.
Liroy wykonywał swój ukochany rap już w latach 80. Jednak popularność zdobył dopiero w następnej dekadzie. Pokazał, że ta muzyka z amerykańskim rodowodem może poprawnie egzystować także w kraju nad Wisłą. Będąc gwiazdą budził kontrowersje. Zarzucano mu komercję i "zrzynki" w swoich "kawałkach". Lobby zazdrośników znów dało znać o sobie. Z kolei słuchacze byli wniebowzięci. I taka właśnie sytuacja jest chyba nadal.

Nowa twórczość Liroya ma ciekawą motorykę. Zachęca do rytmicznego bujania. Na płycie "Bestseller" przeważa oszczędne instrumentarium oraz proste tematy muzyczne. Artysta już nie eksperymentuje, przeładowując utwory scratchami i gitarami. Wciąż za to ma ciekawe pomysły na aranżację i produkcję utworów. Sporo dzieje się w tzw. drugim planie, gdzie ktoś wrzuca jakieś luźne słowa lub po prostu nuci melodię ("Jak tu się nie wkurwić?"). Dokonania Liroya coraz wyraźniej zbliżają się do produkcji zza Atlantyku ("World iz a ghetto"). A o czym rymuje ten nasz dyżurny skandalista? Jego wielbiciele nie będą zawiedzeni. Liroy deklamuje proste prawdy: "Jebać mi się chce", "Robię to, co chcę". Odpowiada na pytania i zarzuty często mu stawiane ("Tak naprawdę"). Wychwala siłę i uniwersalność hip hopu ("Prosto z Polski").
Jednak dzieło to ma wyraźnie kilka słabszych momentów, takich sobie kompozycji ("...a jebać mi się chce!!!"). W ocenie Liroya to może być bestseller. W końcu każdy ma prawo do własnych ocen, nawet dziennikarze.